czwartek, 15 lipca 2010

Weekendowe plenery... zapowiedzi...

Wakacje to czas kiedy większość fotografów wychodzi ze studia w plener. W tym roku dostałam dwie propozycje weekendowych sesji plenerowych. Jako pierwsza odbędzie się sesja na Mazurach organizowana przed Podlaskie Stowarzyszenie Fotograficzne. To będzie dla mnie coś nowego, gdyż dotychczas nie brałam udziału w tego typu przedsięwzięciach. Już widzę oczami wyobraźni sesje w wodzie o wschodzie i zachodzie słońca… Kolejny raz będę fotografowana przez więcej niż jednego fotografa jednocześnie. Nie mogę się doczekać tych spotkań i ich efektów…
Tak się złożyło, że tydzień później kolejny plener… tym razem góry…. Góry Izerskie Zdjęcia będą tematyczne… „Nimfy” Plener organizowany z dużym rozmachem… kilku fotografów, wizażystki, projektantka… i około 12 modelek. Trzeba przyznać, że zapowiada się ciekawie… Każda z nas będzie miała własny strój Nimfy… Również w górach będę w wodzie… górskiej. Wodospad, rwący potok… brzmi kusząco. Wieczorem integracja przy ognisku
Dwa weekendowe plenery pod rząd na dwóch krańcach Polski… Suwalszczyzna i Góry Izerskie… witaj przygodo.

Zjawa w Łagiewnikach...



Do Łagiewnik wybrałam się na zaproszenie Pawła Paczury. Na miejsce dotarłam z małymi przeszkodami… i zamiast planowanych zdjęć ok. godz. 14 zaczęliśmy ok. godz. 16. Na przystanku czekał na mnie Paweł i jego kolega Krzysztof. Wsiedliśmy w samochód i po kilku minutach przywitały nas pozostałości po fabryce. Na pierwszy ogień poszła ogromna hala, w której światła było co na lekarstwo. Na całe szczęście był z nami Krzysztof, który w miarę potrzeby dodatkowo doświetlałJ Również Paweł (podobnie jak Sylwia i Piotr) próbował zdjęć na długich czasach… Z wielkiej hali, w która z powodzeniem mogłaby pełnić rolę sauny przenieśliśmy się do budynku obok na strych. Taki prawdziwego zdarzenia! Widać, że to opuszczone miejsce… Wszechogarniający kurz, śmieci nawet kozioł do ćwiczeń gimnastycznych tam był! W podłogach dziury, w dachu 4 cztery otwory szumnie zwanymi oknamiJ Panował okropny ukrop z każdego z nas lał się pot… Na strychu w ruch poszła firanka, ta sama którą wykorzystałam przy okazji zdjęć w Wałbrzychu z Anią i Piotrem. Jednak jej wykorzystanie było z goła inneJ O ile w Wałbrzychu byłam nią owinięta, o tyle w Łagiewnikach pełniła rolę kotary… To co dotychczas otrzymałam, prezentuję powyżej… resztę jeszcze Paweł dośle po wywołaniu kolejnych rolek… wówczas je tu przedstawięJ Tymczasem pozostaje mi czekać…

Obłąkana zjawa:)






Całkiem niedawno spotkałam się na zdjęciach z Sylwią i Piotrem, którzy swoje zdjęcia na maxmodels publikują pod nickiem „czujnik”. Wybraliśmy się na jeden z wrocławskich dworców PKP, stanowiąc chwilową atrakcję dla podróżnych:) W zamierzeniach miałam być zjawą, planowaliśmy kilka ujęć na długich czasach… To były plany…. ale wyszło nam trochę co innego… równie ciekawego:) Wyglądam jakbym była chora i spędzała czas w szpitalu dla osób z zaburzeniami psychicznymi. Nie ukrywam, że jestem zadowolona:) Ostatnimi czasy ogólnie rzecz biorąc ciągnie mnie do zdjęć nazwijmy je umownie „alternatywnymi” do tego co jest trendy wśród większości fotomodelek (fashion, beauty).

Wracając jednak do tematu… stylizacja na obłąkaną była pierwszą, którą wówczas wykonaliśmy (w tym miejscu dziękuję Gosi za użyczenie białej szaty na potrzeby zdjęć:) ). Później podmalowałam się i przebrałam w nie co inne rzeczy, które miały nawiązywać do kobiety lekkich obyczajów… Było to moje drugie podejście do tematu „prostytutka”. Za pierwszym razem zmierzyłam się w Warszawie pozując w bieliźnie na moście Świętokrzyskim… (fotograf: misjan). Nadal jednak nie jestem w moim mniemaniu przekonująca jako prostytutka… a co za tym idzie zrobię kolejne podejście…. Dopóki nie będę z siebie zadowolona (czyt. dopóki nie zagram przekonująco).

środa, 14 lipca 2010

Płatkowe pióro:)



Długo się zbierałam by zasiąć i uzupełnić blog o nowe zdjęcia... Teraz od kilku dni wypoczywam na wsi pod Radomiem i postanowiłam nadrobić zaległości:) Zdjęcie od Marty zostało wykonane podczas wyjazdu na Ogólnopolski Zlot Maxmodels w Warszawie. Spotkanie było trochę w biegu, aczkolwiek warto było się zobaczyć:) Najpierw kilka portretów na Marszałkowskiej wzbudzając małe zainteresowanie przechodniów (jak mi się to podoba:)) potem kilka gdzieś na trawie by ostatecznie przenieść się na obrzeża Warszawy na kilka zdjęć aktowych:) Nie wiem na czym to polega... Wybrałyśmy naszym zdaniem bezludne miejsce... ale jak tylko się rozebrałam to polna dróżka stała się bardzo uczęszczaną drogą:) Tak czy inaczej w tym miejscu powstało zdjęcie z piórkiem, które sobie bardzo cenie:) Co prawda miało być kilka ujęć w klimacie H. Newtona... ale miałam problem z wczuciem się i ostatecznie z tego zrezygnowałyśmy... Przy okazji następnej sesji może do tego wrócimy:)